No wiecie, jak sobie przypominam to dokładnie połowę mojego dotychczasowego życia (jak się później dowiedziałam) w brzuchu spędziłam. Początków - kiedy byłam małą komórką nie przypominam sobie. Ale tak gdzieś od momentu, kiedy miałam już ręce i nogi z grubsza pamiętam wszystko.
Po pierwsze, co najbardziej utkwiło mi z tego okresu to fakt, że mieszkałam w kawalerce - i to bez okien, za to zalanej wodą po sam sufit. Nie żebym, aż tak narzekała - potem okazało się, że to całkiem przytulne miejsce. Ciche i spokojne. Od czasu do czasu dochodziły do mnie tylko głosy skądś tam. Wtedy jeszcze nie wiedziałam skąd, ale ciekawiły mnie ogromnie. No sami rozumiecie - w tej mojej małej kawalerce, ani za dużo miejsca nie było - pod koniec ciasnota taka, że nawet kopnąć porządnie nogą nie można było. W każdym razie w tym moim domu nudno było niesamowicie. No bo niby ile można się było bawić rękami i nogami. Na początku to chociaż fikołki można było robić, ale z czasem... Ja rosłam - a mieszkanie już nie ;>
Potem odkryłam taką linę - którą też używałam jako skakanki - oczywiście do czasu.
W każdym razie już myślałam, że na dobre utknęłam w tym moim mieszkaniu i zanudzę się na maxa, gdy pewnego dnia coś się zmieniło.
To było bardzo traumatyczne zdarzenie dla mnie - więc aż tak wiele nie pamiętam, a i wspomnienia są chaotyczne. Pamiętam, że w którymś momencie w moim mieszkaniu pojawiło się okno - a wraz z nim światło. Nie miałam za wiele czasu podziwiać nowych widoków - ponieważ krótko po tym wydarzeniu z mojego mieszkania uciekła cała woda. Rozumiecie !! Nie miałam już okazji nawet popływać. Gdy zorientowałam się co się dzieje - i zauważyłam, że to tym oknem wycieka moja ostatnia rozrywka - postanowiłam przeciwdziałać. Nie miałam niczego by zatkać tą dziurę, więc stwierdziłam że moja głowa jest większa od otworu - i to nią zatkam tą dziurę.
I to był mój błąd. Okazało się że ta dziura, to wcale taką zwykłą dziurą nie była. To był ogromny i przerażający wir, który jak mnie ścisnął i złapał z całej siły - to głowę mi zdeformował. Ale nawet to mu nie wystarczało - ściskał mnie dalej i wypychał z mojego mieszkania. I w ten sposób najpierw głowa została usunięta z kawalerki, a zaraz potem cała reszta mojego ciała.
Dalsza część mignęła jak chwila. Mój świat, w którym byłam całkiem sama zniknął. Nagle pojawiły się jakieś dziwne istoty, które mnie myły, wycierały, ważyły, a wcześniej odcięły od liny, która łączyła mnie z kawalerką. Myślałam, że to dzięki niej uda mi się z powrotem wrócić do domu - jednak ONI - odcięli mnie od tej ostatniej deski ratunku. Na znak protestu zaczęłam wrzeszczeć. I wszyscy się ucieszyli. Potem pokazali mnie jeszcze dziwniejszej istocie. Całej czerwonej, spoconej i zalanej krwią. Wyglądała przerażająco i nie wiedzieć czemu uśmiechała się do mnie. Mi do śmiechu wcale nie było. Więc darłam się dalej. Okazało się, że w tym miejscu, w którym się znalazłam doskonale słychać co mówię- z czego korzystałam i protestowałam jak tylko mogłam.
Ten nowy świat był paskudny. Za jasny, za głośny i za zimny, wszyscy gdzieś biegali, coś ze mną robili, a ja chciałam do mojej ukochanej kawalerki.
Niestety, moje krzyki bardzo mnie zmęczyły i w końcu zawinięta w jakieś dziwne rzeczy - w których zrobiło mi się cieplej - wykończona przeżyciami zasnęłam.
I tak zaczął się nowy rozdział w moim życiu....
Ps. Jak się później okazało Taty nie było - więc i takiej sytuacji też nie - a szkoda :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz